Czasami zastanawiam się w jak ciężkich, interesujących i intensywnych czasach żyjemy. Ilość bodźców, która codziennie jest nam dostarczana za pomocą multimediów, świata zewnętrznego... Ilość informacji, którą mamy do przetworzenia... Dlatego lubię się zamknąć w świecie książek. Zapomnieć, nie wiedzieć, nie musieć komentować. Ale złożyło się tak, że książka którą akurat czytałam boleśnie zgrała się z ostatnimi wydarzeniami w Wielkiej Brytanii. Doznałam naprawdę wielkiego szoku...Bo wyobraźcie sobie, że zaczytaliście się kompletnie w jakiejś opowieści, ale tak totalnie, że nic do was nie dochodzi - żaden dźwięk z zewnątrz. A potem jakiś banał wygania was do kuchni - pragnienie -potrzebna szklanka wody. A w salonie włączony telewizor. Zerkacie...i serce zaczyna mocniej bić. Świat właśnie się zmienił. Radosne wydarzenie przyniosło śmierć i lament. W imię chorej idei zginęli niewinni ludzie. I zadajesz sobie pytanie - czy świat z książki, którą trzymasz w dłoni właśnie przeniknął do Tw
ojego? Czy niepokój, który odczuwali bohaterowie stanie się Twoim niepokojem? Czy już niedługo mówiąc Notre Dame będziesz myśleć o największym w Europie meczecie?
Tamtego wieczoru, a właściwie nocy nie położyłam się spać. Przeczytałam do końca powieść Eleny Czudinovej "Meczet Notre Dame. Rok 2048." To nie była łatwa lektura. Powieść dystopijna nie daje nigdy prostych odpowiedzi. jest wielkim rozważaniem, choć nie pozbawionym akcji. Czytając pierwsze strony można pomyśleć - dobrze, że to tylko wytwór czyjejś wyobraźni! A potem, Czytelniku, doznajesz szoku...Rok 2048. Przyszłość, której większość z nas dożyje - to jedyne 31 lat. A Czudinova oprócz wartkiej akcji i czasami bardzo brutalnych opisów, zawarła w książce silne uzasadnienia dla stanu rzeczy z 2048. Akcja powieści toczy się w Paryżu, mieście które kiedyś krzyczało "wolność, równość, braterstwo". Teraz jedyne krzyki jakie słychać to głos muezzina nawołującego na modlitwę do meczetu Notre Dame i mordowanych w getcie chrześcijan. Jednym z głównych bohaterów jest osiemnastoletni Eugene Olivier, potomek rodu Leveque, którego przedstawiciele z pokolenia na pokolenie sprawowali godność ministrantów w katedrze Notre Dame (obecnie meczet Al-Frankoni). Wraz z ojcem Lotaire - duchowym przywódcą paryskich katakumbników oraz tajemniczą i bezwzględną Sophie Sevazmiou, bierze on udział w desperackiej walce partyzanckiej przeciw panującemu systemowi religijnemu, w sytuacji gdy muzułmańskie władze planują "ostateczne rozwiązanie kwestii chrześcijańskiej. Brzmi znajomo, prawda? Autorka otwarcie przyznaje się do inspiracji reżimem nazistowskim. Ale czyż nie działa to podobnie? W obu przypadkach jedni mordują drugich dla idei. Są ludzie, którzy walczą, nie poddają się. Są też tacy, którzy przyjęli nowy stan rzeczy, zmienili imiona i wiarę w zamian za dostatnie życie.
Najważniejsze pytanie jakie często stawia sobie Czytelnik czyli jak to się skończy? Kto zwycięży i jak? Powiem tylko, że Czudinova daje zaledwie cień nadziei, nie ma ostatecznego rozwiązania. Dużo ważniejsze pytanie na które dostajemy obszerną odpowiedź to jak doszło do takiej sytuacji? Autorka opisuje przemiany społeczno - polityczne na przełomie wieków, które swoje konsekwencje w pełni ukazują dopiero 100 lat później m.in. wojnę na Bliskim Wschodzie, politykę imigracyjną Unii Europejskiej, żądania NATO. Polska również odgrywa znacząca rolę w tej wizji przyszłości. Nasza Ojczyzna staje się granicą, której Islam przeskoczyć nie może. To nasz kraj jest stolica Chrześcijaństwa oraz siedzibą nowego Papieża. Może mamy swoje wady, ale Czudinova podkreśla,że mamy przynajmniej tyle zdrowego rozsądku, żeby powiedzieć NIE Europie i dzięki temu ocaleć.
Dziś zamiast podsumowania i oceny będzie refleksja. "Meczet Notre Dame" to swego rodzaju wizja, ktoś może nawet powiedzieć, że to powieść postapokaliptyczna. Być może. Ja wolę ją traktować jak ostrzeżenie na temat fanatyzmu. Idea, która ogarnia miliony może przynieść wiele korzyści, ale może też zniszczyć połowę znanego nam świata. Czudinova nie przejmuje się poprawnością polityczną ani źle pojętą tolerancją, co definitywnie jest plusem książki. Ja dziś też nie będę się przejmować i życzę Ci Czytelniku spokoju i bezpieczeństwa. "Meczet Notre Dame" jest ważnym głosem w dyskusji na temat kierunku w którym zmierza Europa. Obyśmy tylko nie obudzili się któregoś dnia ze świadomością, że już za późno na zdrowe granice i nie zaśpiewali za Grzegorzem Halamą: "Ja wiedziałem, że tak będzie..."
ojego? Czy niepokój, który odczuwali bohaterowie stanie się Twoim niepokojem? Czy już niedługo mówiąc Notre Dame będziesz myśleć o największym w Europie meczecie?
Tamtego wieczoru, a właściwie nocy nie położyłam się spać. Przeczytałam do końca powieść Eleny Czudinovej "Meczet Notre Dame. Rok 2048." To nie była łatwa lektura. Powieść dystopijna nie daje nigdy prostych odpowiedzi. jest wielkim rozważaniem, choć nie pozbawionym akcji. Czytając pierwsze strony można pomyśleć - dobrze, że to tylko wytwór czyjejś wyobraźni! A potem, Czytelniku, doznajesz szoku...Rok 2048. Przyszłość, której większość z nas dożyje - to jedyne 31 lat. A Czudinova oprócz wartkiej akcji i czasami bardzo brutalnych opisów, zawarła w książce silne uzasadnienia dla stanu rzeczy z 2048. Akcja powieści toczy się w Paryżu, mieście które kiedyś krzyczało "wolność, równość, braterstwo". Teraz jedyne krzyki jakie słychać to głos muezzina nawołującego na modlitwę do meczetu Notre Dame i mordowanych w getcie chrześcijan. Jednym z głównych bohaterów jest osiemnastoletni Eugene Olivier, potomek rodu Leveque, którego przedstawiciele z pokolenia na pokolenie sprawowali godność ministrantów w katedrze Notre Dame (obecnie meczet Al-Frankoni). Wraz z ojcem Lotaire - duchowym przywódcą paryskich katakumbników oraz tajemniczą i bezwzględną Sophie Sevazmiou, bierze on udział w desperackiej walce partyzanckiej przeciw panującemu systemowi religijnemu, w sytuacji gdy muzułmańskie władze planują "ostateczne rozwiązanie kwestii chrześcijańskiej. Brzmi znajomo, prawda? Autorka otwarcie przyznaje się do inspiracji reżimem nazistowskim. Ale czyż nie działa to podobnie? W obu przypadkach jedni mordują drugich dla idei. Są ludzie, którzy walczą, nie poddają się. Są też tacy, którzy przyjęli nowy stan rzeczy, zmienili imiona i wiarę w zamian za dostatnie życie.
Najważniejsze pytanie jakie często stawia sobie Czytelnik czyli jak to się skończy? Kto zwycięży i jak? Powiem tylko, że Czudinova daje zaledwie cień nadziei, nie ma ostatecznego rozwiązania. Dużo ważniejsze pytanie na które dostajemy obszerną odpowiedź to jak doszło do takiej sytuacji? Autorka opisuje przemiany społeczno - polityczne na przełomie wieków, które swoje konsekwencje w pełni ukazują dopiero 100 lat później m.in. wojnę na Bliskim Wschodzie, politykę imigracyjną Unii Europejskiej, żądania NATO. Polska również odgrywa znacząca rolę w tej wizji przyszłości. Nasza Ojczyzna staje się granicą, której Islam przeskoczyć nie może. To nasz kraj jest stolica Chrześcijaństwa oraz siedzibą nowego Papieża. Może mamy swoje wady, ale Czudinova podkreśla,że mamy przynajmniej tyle zdrowego rozsądku, żeby powiedzieć NIE Europie i dzięki temu ocaleć.
Dziś zamiast podsumowania i oceny będzie refleksja. "Meczet Notre Dame" to swego rodzaju wizja, ktoś może nawet powiedzieć, że to powieść postapokaliptyczna. Być może. Ja wolę ją traktować jak ostrzeżenie na temat fanatyzmu. Idea, która ogarnia miliony może przynieść wiele korzyści, ale może też zniszczyć połowę znanego nam świata. Czudinova nie przejmuje się poprawnością polityczną ani źle pojętą tolerancją, co definitywnie jest plusem książki. Ja dziś też nie będę się przejmować i życzę Ci Czytelniku spokoju i bezpieczeństwa. "Meczet Notre Dame" jest ważnym głosem w dyskusji na temat kierunku w którym zmierza Europa. Obyśmy tylko nie obudzili się któregoś dnia ze świadomością, że już za późno na zdrowe granice i nie zaśpiewali za Grzegorzem Halamą: "Ja wiedziałem, że tak będzie..."
Komentarze
Prześlij komentarz